🐿️ Co To Znaczy Kochać Twardowski Wiersz

nie wiadomo co małe co duże kocha się po prostu najkrócej to znaczy najdłużej Wieczność - to miłość od razu już na zawsze nie na chwilę cieszcie się zmarłe dzieci ważki na krótko motyle 2000 Mamy ją w swoich zbiorach już 5 lat i odkrywam ją na nowo z każdym dzieckiem. „SERCE ZA SERCE, czyli co to znaczy kochać” to zbiór tekstów o miłości. Jest tu miłość międzyludzka i ta, która rodzi się w relacji z Panem Bogiem. Przez te tematy prowadzi nas ksiądz Jan Twardowski. Rozważania na niedziele i święta. 4 oceny. 34,90 zł. zawiera 5% VAT, bez kosztów dostawy. Do koszyka. Twórczość ks. Jana Twardowskiego. Najpopularniejszy polski poeta religijny, którego fenomen wykracza poza literaturę – jego wiersze i proza są traktowane, jako przesłanie duszpasterskie i poradniki dobrego życia. Ks. Pokłonimy się nowym brzegom, Odkryjemy nowe zatoki. Nowe ryby złowimy w jeziorach, Nowe gwiazdy znajdziemy na niebie. Popłyniemy daleko, daleko, Jak najdalej, jak najdalej przed siebie. Starym borom nowe damy imię, Nowe ptaki znajdziemy i wody. Posłuchamy jak bije olbrzymie Zielone serce przyrody. Książka Pogodne spojrzenie autorstwa Twardowski Jan, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie . Przeczytaj recenzję Pogodne spojrzenie. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze! Książka Na ziemi, na niebie. Rozważania na niedziele i święta autorstwa Twardowski Jan, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie 41,18 zł. Przeczytaj recenzję Na ziemi, na niebie. Rozważania na niedziele i święta. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze! Kliknij tutaj, 👆 aby dostać odpowiedź na pytanie ️ Co to znaczy kochać? na podstawie tekstu ks. Jana Twardowskieg ,,Co to znaczy kochac" odpowiedź w kilku zda… Pauluś13 Pauluś13 Komentarze. Kochać, hmm to znaczy bezinteresownie pomagać drugiej osobie. Być zawsze obok niej. Bo to miłość sprawia, że człowiek chce żyć. Nie ma nic piękniejszego, gdy miłość uskrzydla. Nadaje barw, lecz też wymaga poświeceń. Serce za serce, czyli co to znaczy kochać - ks. Jan Twardowski w kategorii Książki dla dzieci, I Komunia Święta / Książki katolickie Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies . Co ks. Twardowski pisał o miłości? Ks. Jan Twardowski to ikona polskiej poezji. „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” – ten fragment z twórczości ks. Twardowskiego zna praktycznie … „W małżeństwie nie chodzi o to, by znaleźć kogoś idealnego, lecz o to, by stać się idealnym dla drugiej osoby.” – Robert Kochać to nie tylko telefonować, pisać listy, gotować, całować. Kochać to pomagać, pamiętać o imieninach, dzwonić do chorego kolegi i pytać, czy spadła mu gorączka, podzielić się śniadaniem, jeśli koleżanka zapomniała zabrać z domu. DZIECI PANA BOGA. Powiedziała mi kiedyś dziewczynka z klasy V b, że nie wyjdzie za mąż, Jednym z najpiękniejszych wierszy o Bożym Narodzeniu jest wiersz ks. Twardowskiego pod tytułem “Wigilia”. Już wzdychał na myśl o Bożym Narodzeniu. o tym jak naprawdę było. zaczął się modlić do świętej rewolucji w Betlejem. od której liczymy czas. kiedy znów zaczął merdać puszysty ogon tradycji wprosiła się choinka za pxIDLYD. O tym, co Autora dziwiło i zachwycało: o Bogu, wierze, smutkach, radościach, codziennym i świątecznym życiu w rodzinie, o tym, jak trudno rozróżnić zło od dobra i jak łatwo zobaczyć cud Ks. Jan Twardowski Nie tylko wrona chodzi zdziwionaISBN: 978-83-7516-480-0 Wydawnictwo Święty Wojciech 2012 Oświadczyny O miłości mówimy, słyszymy, śpiewamy, czytamy. Pewna dziewczynka oświadczyła się najpierw wujkowi: Kocham, wujku, tylko ciebie, jak szynkę na chlebie! Potem oświadczyła się dziadkowi: Gdybym była ogrodniczką, dałabym ci kwiat z doniczką. Ale chociaż nie mam kwiatka, bardzo kocham swego dziadka. Na koniec dodała: Kocham pieski, kocham kotki, lecz najbardziej wszystkie ciotki. Pod oknem zaś jej kolega, który miał gitarę, tak wyśpiewywał: Ewo miła, coś mi serce wykończyła! Nic już nie jem, nic nie piję, nie uczę się i tylko wyję! Ale nawet jak dużo mówisz albo śpiewasz o miłości, to wcale nie znaczy, że umiesz kochać. opr. ab/ab « ‹ 1 › » oceń artykuł Interpretacja wiersza Jana Twardowskiego pod tytułem "Wierzę". Wiersze księdza Jana Twardowskiego, tak bardzo refleksyjne, zawsze mnie urzekały. Jego poezja często każe się nam zatrzymać w pogoni za światem, przypatrzeć życiu. Liryk, który spróbuję zinterpretować opowiada o wierze w Boga, a także o miłości z nią związanej. Znajdujemy w nim odpowiedź na dwa nurtujące ludzkość od wieków pytania. Podmiot liryczny mówi nam dlaczego mamy wierzyć i przede wszystkim jak to robić. Poeta nie posługuje się w wierszu wyszukanym językiem. Pragnie zostać zrozumiany przez jak największą liczbę osób. Pragnie udzielić nam wskazówek, podzielić się tym, co sam już odkrył. Dlatego nie znajdziemy tutaj wielu epitetów czy kunsztownych metafor. Napotkamy za to 30 milionów obłąkanych, dziewczynkę bez piątej klepki a także tych, którzy nie znajdują w życiu żadnego sensu. Dlaczego poeta umieścił w wierszu ludzi ułomnych i cierpiących? Na początku tekstu dostrzegamy zdanie Wierzę w Boga z miłości... Podmiot liryczny miał tutaj na myśli miłość do bliźnich. Ludzie ułomni, zapomniani i odepchnięci przez świat najbardziej tej miłości potrzebują. Ich należy kochać w szczególności, mówi poeta. To za nich właśnie powinniśmy się modlić. Kto wie czy znajdą właściwą drogę życia, czy w swoim cierpieniu będą mieli siłę, aby zwrócić się do Boga. Jednak podmiot liryczny nie tylko lituje się nad ludźmi potrzebującymi. Dostrzegamy także jego wdzięczność, dla wymyślających krople na serce, dla ciotek posiwiałych od dobroci czy chociażby dla tych, którzy radują się z ciągłego dawania i brania. Wdzięczność ta przepełniona jest miłością. Miłością do ludzi, która wypełnia także cały wiersz. Kochaj bliźniego jak siebie samego mówi dwunaste przykazanie. Trudno sobie o nim nie przypomnieć czytając utwór Wierzę. To właśnie miłość do bliźniego i wiara są tematem wiersza. Zwróćmy jednak uwagę na przykazanie miłości. Drugi jego człon brzmi: jak siebie samego. Nagle dostrzegamy, że przecież w wierszu podmiot liryczny nie mówi nic o miłości do samego siebie. On kocha miliony trędowatych, obłąkanych i jeszcze wiele innych osób, ale o sobie samym nie mówi nic. Poeta dodatkowo zastosował w wierszu liczne anafory, które także podkreślają mnogość wszystkich wymienionych w utworze potrzebujących ludzi. Osoba mówiąca w wierszu jest więc ogromnym altruistą. Nadmiar miłości dla innych, nie pozwala kochać mu siebie. To właśnie owa miłość każe mu modlić z się za innych, za tych, którzy jego zdaniem najbardziej tej modlitwy potrzebują, a także za tych, którzy w pełni na nią zasłużyli. Kochaj bliźniego, a nie siebie samego - tę oto prawdę stara się przekazać nam poeta. Jak więc mamy się modlić? Po prostu z miłością – mówi Jan Twardowski. W wierszu Wierzę znajdujemy także odpowiedź na pytanie: po co mamy wierzyć. Umiejscowiona jest ona w ostatnich dwóch wersach. Podmiot liryczny informuje nas, że gdyby nie wierzył, wszystkie wymienione w wierszu osoby osunęłyby się w nicość (poeta ma tu zapewne na myśli niebytowanie pośmiertne). Nasuwa się pytanie: jak to możliwe, że jeden człowiek mógłby sprawić, aby inni zaistnieli w pozagrobowym świecie? Nie człowiek, lecz jego wiara – brzmi odpowiedź. Wiara przecież czyni cuda. Wiara góry przenosi – głosi Biblia. Dlatego właśnie człowiek jest zdolny niejako zbawić innych ludzi. Wszystko zależy od siły jego wiary i od miłości z jaką się modli. Poeta nie chce uprawiać zdenerwowanej teologii (jak sam napisał w utworze Do samego siebie). Pragnie w jak najmniej skomplikowany sposób przekazać nam istotę wiary. Udaje mu się to doskonale. Piękno i jednocześnie prostota słów księdza Twardowskiego wzrusza i zadziwia, a trafność jego spostrzeżeń skłania do refleksji. Taki pełen miłości świat, przedstawiony w jego utworach, nabiera nowych kolorów, przepełnia optymizmem i ,,zaraża spokojem. Wiersze od początku wywoływały w ks. Janie Twardowskim tyleż zakłopotania, co radości. Nie potrafił ich nie pisać, więc najpierw, jeszcze w szkole, ukrywał tę swoją – jak mawiał – „słabość”, aby nie wytykano go palcami, a po przyjęciu święceń kapłańskich długo zmagał się sam ze sobą, jak pogodzić te dwa powołania. Nie uważał siebie za poetę, ale za księdza, który pisze wydaje się tytuł jego debiutanckiego, jeszcze gimnazjalnego utworu, Skarga, i końcowe wyznanie: „Ach, po co śniłem plany / gdy snów nikt nie rozumie”. Poezja, ten szczególnym rodzaj rozmowy, z samej swojej natury otwarta na drugiego człowieka, często bywa odrzucana jako coś niezrozumiałego czy wymagającego od czytelnika zbyt wiele. Nierzadko się zdarza, że jej twórca czuje się wyobcowany nawet wśród najbliższych. Dlatego młody autor ukazywał siebie jako młodzieńca o „sercu […] cichym jak pacierz”, „we własny cień otulonym”, „na krawędzi życia i snu”.Potrafił wszakże – dodajmy – spojrzeć też z dystansem na własne próby poetyckie, jak choćby w „Poradniku literackim”, który prowadził w międzyszkolnym piśmie „Kuźnia Młodych”. Odpowiadając autorowi zagubionemu w rzeczywistych czy tylko subiektywnie odczuwanych lękach, napisał („KM”1934, nr 10):Kolego-autorze, więcej optymizmu! Optymizm to załamanie się w pryzmacie duszy ludzkiej słońca, twórczej potęgi Bożej, która we wszechbycie zawiera się i objawia – prościej można to powiedzieć w ten sposób: tylko lekarze nie każą się śmiać – bo śmiech to zdrowie, ale uczeń zawsze jest wesoły i zawsze śmieje się, nawet choćby był korepetytorem subiekta w składzie innej wypowiedzi („KM” 1934, nr 15), niejako potwierdzając, że potrafi śmiać się i z siebie, napisał:Kiedy mruczałem pod nosem jeden z ostatnich swoich wierszy, ojciec mój słuchał długo, potem na palcach przeszedł do drugiego pokoju i kładąc palec na ustach rzekł do matki mojej – „Pss, pss, Anielciu kochana, zdaje mi się, że za mało nam było pożyczki narodowej, jeszcze nam syn pierworodny zwariował”.Stosunek do poezji zmieniła – jak całe życie poety – wojna, zwłaszcza Powstanie Warszawskie, które było najważniejszym przeżyciem przed wstąpieniem do seminarium duchownego, a nawet – co ks. Twardowski wielokrotnie podkreślał – zadecydowało o przyjęciu powołania. Wtedy właśnie narodził się przyszły ksiądz i autor zupełnie innych już utworów, które określiły jego dojrzałą – jak to nierzadko bywa – wyprzedziły dojrzewanie i do kapłaństwa, i do twórczości na miarę talentu, jaki otrzymał od Stwórcy. Pojawiły się jednak – o czym już pisałem – nowe wątpliwości: czy można pogodzić dwa powołania, czy raczej oddać siebie całego Chrystusowi i stać się narzędziem w Jego jednym z wczesnych kapłańskich liryków, będących zapisem owych rozterek, czytamy:I Obym nigdy nie układał litaniichoć najpiękniej nie nazywał Boga –bo to wszystko próżność, garść prochu –inna wiedzie ku Niemu droga[…]— Obym nigdy nie układał litanii…Bardzo interesujące w tym kontekście wydają się zwłaszcza mało znane wiersze z drugiej połowy lat czterdziestych, niewłączone do żadnego ze zbiorków poetyckich:[…]Że właśnie taki dzień, że właśnie takie dniezmęczenia w oczach cień, spokoju trochę w śnie –że wiśni pełen sad, że wolna droga w światmaleńki, opuszczony, w Powstaniu obtłuczonyPan Jezus zamyślony powtarza – Rzucisz mnie –— Że właśnie taki dzień…Niedawny student polonistyki i powstaniec nie skorzystał z „wolnej drogi w świat”, lecz z różańcem w ręku – jak napisał w pierwszym opublikowanym pod własnym nazwiskiem, już po wstąpieniu do seminarium duchownego, utworze – zatytułowanym właśnie Różaniec – dał się ogarnąć „całemu żarowi modlitwy późnego powołania”, by wyznać: „Przed własną tajemnicą przyklękam taki mały…”.W wierszu O jednym z pacierzy zapewniał, że zarówno w życiu, jak i twórczości pozostanie na zawsze wierny Chrystusowi:pięknych drukować –na klęczkach będę szeptać Ci jeszczewzbronione słowa— O jednym z pacierzyMusiało wszakże minąć niemało czasu, zanim ks. Twardowski pokonał powracające wątpliwości. Był kapłanem i to powołanie, wprawdzie późniejsze niż twórczość poetycka, uważał za najważniejsze w swoim życiu. Bardzo przeżywał słowa Chrystusa skierowane do najbliższych uczniów, zapisane w Ewangelii według św. Jana: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje” (J 15, 16). Wprawdzie – by odwołać się do słów Jana Pawła II z książki Dar i Tajemnica – i powołanie kapłańskie, i artystyczne są darem Stwórcy, jednak nic nie może się równać z tytułem przyjaciela Chrystusa, a tak właśnie Zbawiciel nazwał swoich uczniów: „Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego” (J 15, 15).Dopiero utwierdziwszy się w przekonaniu, że „wiersze mają swoje posłannictwo, torują na swój sposób drogę Łasce”, ks. Twardowski uznał je za jedną z form posługi duszpasterskiej. Miał, oczywiście, świadomość, że nie do wszystkich dociera ten rodzaj wypowiedzi: „Wiersze […] przemawiają do pewnych tylko ludzi wrażliwych na wiersze. Ci wrażliwi mogą być nieliczni, ale ponieważ są wrażliwi, są bardzo ważni, ważniejsi od licznych niewrażliwych” – tego już nie można wytłumaczyć inaczej, niż sięgając do istoty poezji…Najgłębiej – jak sądzę – ukazał ten problem Karol Wojtyła, który, podobnie jak ks. Jan Twardowski, był przekonany, że tylko język poetycki jest w stanie przeniknąć próg Tajemnicy, wyrazić to, co w inny sposób jest niewyrażalne. Na tej prawdzie, leżącej u źródeł poezji, oparli swoją twórczość wielcy mistycy, ale w języku dyskursywnym wyrazili ją dopiero symboliści, mówiąc, że „poezja to wyrażanie niewyrażalnego”.Jeszcze w poezji Adama Mickiewicza – mam na myśli Drogę nad przepaścią w Czufut-Kale z Sonetów krymskich – znajdujemy znamienne wyznanie:MirzaZnów pacierz, opuść wodze, odwróć na bok lica,Tu jeździec końskim nogom swój rozum powierza:Dzielny koń! Patrz, jak staje, głąb okiem rozmierza,Uklęka, brzeg wiszaru kopytem pochwyca,I zawisnął. – Tam nie patrz! Tam spadła źrenica,Jak w studni Al-Kairu, o dno nie ręką tam nie wskazuj, nie masz u rąk pierza;I myśli tam nie puszczaj, bo myśl jak kotwicaZ łodzi drobnej ciśniona w niezmierność głębiny,Piorunem spadnie, morza do dna nie przewierci,I łódź z sobą przechyli w otchłanie a ja spojrzałem! Przez świata szczelinyTam widziałem – com widział, opowiem – po śmierci,Bo w żyjących języku nie ma na to głosu.— Droga nad przepaścią w Czufut-KalePoeta znakomicie uchwycił tu sytuację człowieka, który sięgnął poza zasłonę rzeczywistości, a choć – powtórzmy – „w języku żyjących” nie znalazł jeszcze „na to głosu”, nie ustawał w wysiłkach, by sięgnąć nieznanego, odkryć iście boską tajemnicę łączenia słów w wielkie metafory, poruszające obrazy przybliżające niepojęte Wojtyła w swojej młodzieńczej twórczości nawiązał do św. Jana od Krzyża, hiszpańskiego mistyka, który jak nikt wcześniej potrafił utrwalić w słowie spotkania człowieczej duszy z Chrystusem. Doświadczenia mistyczne zapisał w czteroczęściowym traktacie: Droga na Górę Karmel, Noc ciemna, Pieśń duchowa, Żywy płomień miłości, poprzedzając każdą z owych części osobnym poematem, jakby na potwierdzenie wyjątkowej roli poezji. Przyszły papież, który poświęcił Doktorowi Nocy rozprawę doktorską Zagadnienie wiary w dziełach św. Jana od Krzyża, podjął próbę wyjaśnienia niezrozumiałego dla wielu zestawienia poezji i traktatu teologicznego, zważywszy na to, że język tych dwu rodzajów wypowiedzi różni się zasadniczo. W opublikowanym wówczas artykule O humanizmie św. Jana od Krzyża („Znak” 1951, nr 27, s. 8) napisał:Poezja niewątpliwie UŁATWIŁA Autorowi wiele w tej dziedzinie, która ani w ramach POTOCZNEGO PROZAICZNEGO JĘZYKA, ani w więzach ściśle NAUKOWEJ TERMINOLOGII nie da się WSPÓŁRZĘDNIE wyrazić. [podkr. – uwagę na wyróżnione słowa. Na pewno wielu, a nawet większość z nas, nie potrafiłoby się zgodzić ze stwierdzeniem, że poezja cokolwiek „ułatwia”, bo tak też nie jest. „Ułatwia” – powtórzmy – jedynie wtedy, kiedy czegoś w inny sposób nie możemy wyrazić. Rezygnacja z tego rodzaju wypowiedzi spowodowałaby, że niemały obszar naszej rzeczywistości, zwłaszcza duchowej, pozostałby nieznany. Dlatego Karol Wojtyła uważał język poetycki za – raz jeszcze podkreślmy – WSPÓŁRZĘDNY z językiem potocznym i tym także nie jest łatwo się zgodzić, zważywszy na specyfikę mowy poetyckiej. Język potoczny i naukowy mają charakter POJĘCIOWY, to znaczy słowo nazywa konkretną rzecz, na przykład gdy mówimy „stół”, wiemy, co kryje się za tą nazwą, podobnie jak „krzesło”, „drzewo”, „książka”, „dziecko”, „człowiek” itd. Nie wszystko jednak można w ten sposób określić. Co kryje się za słowami „miłość”, „przyjaźń”, „wiara”, „ufność”, „Bóg”?Próbując wyrazić z jednej strony coś, co nas nieskończenie przerasta (jak Bóg), a z drugiej najsubtelniejsze uczucia, stany wewnętrzne człowieka, poeci stworzyli jedyny w swoim rodzaju „alfabet”; nie z liter, a osobnych słów, łączonych w niepojęty dla innych sposób, by choć PRZYBLIŻYĆ SIĘ do Tajemnicy. Zdanie: „Lśniła bzu zapachem cisza” łamie wszelkie zasady logiczne, a przecież tworzy jakże pojemny, pełen znaczeń obraz poetycki. Nie zawsze, oczywiście, zestawienia słów przynoszą nowe sensy, bo też nie istnieje jakaś określona zasada owych szczególnych połączeń, które są równie tajemnicze, jak… miłość, zespalająca zupełnie obcych sobie ludzi w doskonałą jedność, że – by sięgnąć do słów z Biblii – stają się jednym ta dostępna jest jedynie artystom obdarzonym przez Stwórcę talentem, którego nie można ani kupić, ani się nauczyć. Jan Paweł II, związany z twórcami – jak wyznał – „doświadczeniami […], które pozostawiły niezatarty ślad w moim życiu”, napisał w słynnym Liście do artystów z 4 kwietnia 1999 roku:Nikt nie potrafi zrozumieć lepiej niż wy, artyści, genialni twórcy piękna, czym był ów pathos, z jakim Bóg u świtu stworzenia przyglądał się dziełu swoich rąk. Nieskończenie wiele razy odblask tamtego doznania pojawiał się w waszych oczach, artyści wszystkich czasów, gdy zdumieni tajemną mocą dźwięków i słów, kolorów i form, podziwialiście dzieła swego talentu, dostrzegając w nich jakby cień owego misterium stworzenia, w którym Bóg, jedyny stwórca wszystkich rzeczy, zechciał niejako dać wam udział. […]Pierwsza stronica Biblii ukazuje nam Boga jako poniekąd pierwowzór każdej osoby, która tworzy jakieś dzieło: w człowieku twórcy znajduje odzwierciedlenie Jego wizerunek Stwórcy. Tę więź ukazuje szczególnie wyraźnie język polski dzięki pokrewieństwu między słowami „stwórca” i „twórca”.Jaka jest różnica między „stwórcą” i „twórcą”? Ten, kto stwarza, daje samo istnienie, wydobywa coś z nicości […] i ten ściśle określony sposób działania jest właściwy wyłącznie Wszechmogącemu. Twórca natomiast wykorzystuje coś, co już istnieje i czemu on nadaje formę i znaczenie. […]W „twórczości artystycznej” człowiek bardziej niż w jakikolwiek inny sposób objawia się jako „obraz Boży” i wypełnia to zadanie […]. Boski Artysta, okazując artyście ludzkiemu łaskawą wyrozumiałość, użycza mu iskry swej transcendentalnej mądrości i powołuje go do udziału w swej stwórczej mocy. […]Dlatego artysta, im lepiej uświadamia sobie swój „dar”, tym bardziej skłonny jest patrzeć na samego siebie i na całe stworzenie oczyma zdolnymi do kontemplacji i do wdzięczności, wznosząc do Boga hymn że od majestatycznego hymnu uwielbienia rozpoczął swoją polską twórczość nasz pierwszy wielki poeta Jan Kochanowski i ta jego pieśń, Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary, do dziś pozostała żywa, rozbrzmiewa we wszystkich jednak ów hymn mógł powstać, autor musiał być przekonany, że jedynie w ten sposób najpełniej wypowie wielkość niepojętego, nieogarnionego Boga, co wiązało się z niebywałym poczuciem mocy twórczej oraz świadomości, że został nią obdarowany przez Niego samego. Jan z Czarnolasu był poetą epoki sprzed wielkiego kryzysu światopoglądowego przełomu szesnastego i siedemnastego stulecia, po którym Europa nigdy już nie powróciła do dawnej jedności, coraz bardziej zatracając swoją duchowość. Człowiek, przekonany o własnych możliwościach i niezmąconej harmonii świata, zbyt wiele – można powiedzieć – przyjął na swoje barki, aż się ugiął, „wątły, niebaczny, rozdwojony w sobie” (Mikołaj Sęp Szarzyński, Sonet III). Niepewność co do własnej kondycji nie pozostała bez wpływu zarówno na myśl filozoficzną, jak i twórczość artystyczną. Nawet spory z Panem Bogiem wynikały raczej z ludzkiej bezradności niż siły. Dlatego sztuka kolejnych epok odchodziła coraz dalej od rzeczywistości sakralnej, w najlepszym razie zamykając się w kręgu tym też kontekście należy widzieć wątpliwości zwłaszcza kapłanów co do uprawianej twórczości. Ks. Jan Twardowski nie był pierwszym z nich, wystarczy przywołać przykład św. Brata Alberta, który jako artysta malarz Adam Chmielowski odniósł niemałe sukcesy, lecz ostatecznie w całości oddał się służbie wśród najbardziej opuszczonych, znajdujących się na marginesie życia społecznego, nierzadko z własnej winy. Podobne dylematy przeżywali Jerzy Liebert i jego ukochana Agnieszka. Autor Wyboru i wielu innych znakomitych wierszy nie potrafił porzucić poezji, jego wybranka zaś poszła inną drogą – wstąpiła do zakonu i resztę życia poświęciła pracy z dziećmi ociemniałymi w Twardowski nie tylko nie odszedł od poezji, ale właśnie w wierszach najpełniej wyraził podziw dla Stwórcy i dzieła stworzonego, określiwszy najpierw swoje widzenie kapłańskiego powołania. W jednym z najpiękniejszych liryków, wspomnianym już O wróblu, czytamy:Nie umiem o kościele pisaćo namiotach modlitwy znad mszy i ołtarzy[…]o oku Opatrznościktóre widzi orzechy trudne do zgryzienia[…]lecz o kimśskrytym w cieniuco nagle od łez lekki gorący jak lipiecodchodzi przemieniony w czułe serce skrzypieci o tobie niesforny wróbluco łaską zdumiony –wpadłeś na zbitą głowędo święconej wody— O wróbluOdrzucił tym samym wszelki schematyzm w posłudze duszpasterskiej, poszukując – można powiedzieć – mniej oficjalnych form wypowiedzi. Zamiast ubolewać nad „orzechami trudnymi do zgryzienia”, potrafił cieszyć się z każdego, kto odchodził od konfesjonału pojednany z Bogiem – powtórzmy – „od łez lekki gorący jak lipiec”, „przemieniony w czułe serce skrzypiec”. Takiego widzenia nie mógł nauczyć się na zajęciach z homiletyki, raczej wynikało to z jego wrażliwości. W słynnym Wyjaśnieniu napisał w:Nie przyszedłem pana nawracaćzresztą wyleciały mi z głowy wszystkie mądre kazania[…]po prostu usiądę przy panui zwierzę swój sekretże ja, ksiądzwierzę Panu Bogu jak dziecko— WyjaśnienieKońcowy fragment nie pozostawia wątpliwości, że Autor nie zaniedbał niczego ze swego powołania, tylko postanowił inaczej je realizować. Nie chcąc naruszyć wolności swego rozmówcy, po prostu „zwierzył” mu „swój sekret”: mimo iż jest księdzem, wierzy „Panu Bogu jak dziecko”. Odwołanie się do wiary dziecka ma swoją wagę. Bodaj wszyscy w tym okresie kochaliśmy Pana Boga miłością – by sięgnąć po cytat z Dzieciństwa wiary – „tak czystą że karmiła Boga”.Charakterystyczny wydaje się dystans księdza-poety do kazań, które są szczególnym elementem duszpasterskiej posługi; można nimi – jak w ogóle słowem – zarówno pozyskać słuchaczy, jak i łatwo ich zniechęcić. Stąd w wielu wczesnych wierszach ks. Twardowski powracał do nich, by przywołać utwór pod tytułem, nomen omen, O kazaniach :O jakże już nie znoszę wszystkich świętych kazań,mądrych, dobrych, podniosłych, pobożnych i słabychKiedy głoszę je, czasem urwałbym w pół zdaniai brewiarz mówił w sadzie, gdzie jabłek powabyInna rzecz – dzieci uczyć, pacierz przypominać,grzesznikom w twarz popatrzeć i nie mówić słowa[…]— O kazaniach„Poznacie ich po ich owocach” (Mt 7, 16) – to zdanie z Ewangelii według św. Mateusza byłoby najbardziej zwięzłym komentarzem do podobnych utworów. Autor, absolwent uniwersyteckiej polonistyki, zapewne miał w pamięci znane powiedzenie z Szekspira i Wyspiańskiego: „słowa, słowa, słowa”, stąd nie chciał, by posługa duszpasterska jedynie do słów się tych najwcześniejszych wierszach nie sposób oddzielić poety od kapłana, czego wymownym przykładem jest to wyznanie:Żeby móc tak nareszcie uprościć,jedną miłość wybrać z wielu miłości,jedną przyjaźń najbardziej prawdziwą,z zim na łyżwach – tę jedną szczęśliwą,z psów kudłatych – najwierniejsze psisko,z prac doktorskich – jasną nade wszystkoTo bliziutko już od tej prostotydo jedynej za Bogiem tęsknoty— Żeby móc tak nareszcie uprościć…To wiersz niejako programowy, wskazujący drogę do szczęśliwego życia blisko Boga, a więc – w przypadku ks. Twardowskiego – do spełnionego kapłaństwa i twórczości poetyckiej, w której najtrudniejszą sztuką jest prostota. Jednym z ulubionych słów ks. Twardowskiego było „ubóstwo”, „ubogi”. Stworzył nawet swoistą etymologię tego słowa: „ubogi” to ktoś, kto nic nie posiada, bo wszystko ma „u Boga”; sam o to właśnie prosił:Daj nam ubóstwo lecz nie wyrzeczenieradość że można mieć niewiele rzeczyi że pieniądze mogą być jak świniei daj nam czystość co nie jest ascezątylko miłością – tak jak życie całei posłuszeństwo co nie jest przymusemale spokojem gwiazd co też nie wiedzączemu nad nami chodzą wciąż po ciemku[…]— Daj namKsiądz, który modlił się, „żeby nie być taką czcigodną osobą / której podają parasol / wysyłają do Rzymu” (Gorętsza od spojrzenia), w twórczości literackiej od „wierszy krzykliwych siebie pewnych” wolał „nieśmiałe i bose”, „przemilczane”, ale „łaski pełne”.Powyższy tekst jest fragmentem książki Waldemara Smaszcza pt. „Serce nie do pary. O księdzu Janie Twardowskim i jego wierszach”:Waldemar Smaszcz„Serce nie do pary. O księdzu Janie Twardowskim i jego wierszach”44,90 zł Cała moja wiara opiera się na Miłości, która dostrzega, że w każdym człowieku tkwi tęsknota za miłością – mówił ks. Jan Twardowski w 1997 roku. Agnieszka Kasprzak: Co Ksiądz myśli o swoich wierszach? Ks. Jan Twardowski: Jestem wzruszony, że ktoś je czyta. To mi pomaga. To jest wzruszające. Mam obecnie duże nakłady. To mnie przerosło. W świadomości wielu ludzi istnieje Ksiądz przede wszystkim jako poeta. Tymczasem słyszałam, że ponoć woli Ksiądz mówić o sobie „ksiądz piszący wiersze”. Na czym polega różnica? – To jest sprawa powołania. Jestem księdzem, który ma mówić o Bogu, sprawować sakramenty święte. Tak się jednak złożyło, że studio­wałem polonistykę, naczytałem się wiele wierszy i pozostała mi wrażliwość na nie. To towarzyszy mojemu kapłaństwu. Wiersze mi nie przeszkadzały, raczej pomagały. Są ludzie, może nieliczni, ale wrażliwi na wiersze, do któ­rych nie trafia kazanie, homilia, dogmatyka, a właśnie trafi wiersz, który jest niedogmatyczny, niedydaktyczny; jest zapisem pewnego przeżycia. Są ludzie, do któ­rych nie trafia kazanie, homilia, dogmatyka, a trafi wiersz ks. Jan Twardowski Wiele lat temu dostałem do rąk świeżo wydany tomik swoich wierszy, jeszcze pachnący farbą drukarską. Jednocześnie zawołano mnie do chorego. Był jednym z tych niewierzących, do których gorliwi ściągają na siłę księdza. Kiedy przyszedłem, chciał mnie wyrzucić. Zacząłem się tłumaczyć, że jestem trochę poruszony, bo właśnie dostałem wydane swoje wier­sze. Powiedział mi, że nie znosi wierszy, że nie są mu potrzebne. Niemal na siłę przeczytałem mu jeden wiersz, właśnie o kapłaństwie. Powiedział że to mu się nie podoba, brzmi jak katarynka, że są to częstochowskie wiersze. Ale jedna rzecz wydała mu się ciekawa, że ksiądz powiedział coś od siebie samego, to czego nie wyczytał w książkach. Nawiązała się rozmowa, która potem nasz kontakt podtrzymywała. A więc to kapłaństwo jest pierwszym powołaniem Księdza? – Na pewno tak. Powiedział Ksiądz kiedyś, że „wiersz jest poszukiwaniem kontaktu z drugim człowiekiem”. Co to oznacza? – Dlaczego człowiek pisze wiersze? Wierszy piszą tylko zawodowi literaci ani megalomani, którzy chcą pisać dla przyszłych pokoleń. Miałem ucznia, który chodził do szkoły zawodowej. Uciekał z języka polskiego, tak go nie znosił. Ale kiedy zakochał się, zaczął pisać wiersze. Chciał swojej ukochanej coś powiedzieć ładniejszym językiem. Wiersz tym różni się od prozy, czym różni się krok marszu od kroku tańca, jest próbą ładniejszego wypowiedzenia się. Jest potrzebą podzielenia się swoim wzruszeniem z drugim człowiekiem. Przypomina pisanie listu, pamiętnika. Jest próbą powiedzenia tego, co najbardziej osobiste. Gdyby miał Ksiądz określić swój sposób pisania, czy byłoby to tworzenie z potrzeby serca, wyrażenia tego, co jest w człowieku, czy raczej prze­kazania czegoś innym? – Na pewno z potrzeby serca. To jest szukanie przyjaciela, szukanie kogoś bliskiego. Wielu ludzi poznałem przez wiersze. A więc byłby to dialog, chociaż niekoniecznie na odległość? – To jest dialog na odległość, dialog z nieznanym przyjacielem, szuka­nie kogoś bliskiego. Można patrzeć na wiersz, jak na sztukę, ale nie pisa­łem wierszy dla sztuki. Zacząłem pisać w czasach stalinowskich, gdy nie było żadnej możliwości drukowania wierszy religijnych. Ten temat był w pełnie zakazany i nie zanosiło się na to, aby coś się mogło zmienić w krótkim czasie. Nie miałem najmniejszej nadziei na drukowanie i wyda­wanie wierszy. Pisałem dla kilku znajomych. Dzisiaj ma Ksiądz bardzo szeroki krąg czytelników. – Chociaż jestem starym człowiekiem, dopiero od roku 1980 znalazłem życzliwą atmosferę. Zaczęto mnie drukować, wznawiać. Mam niektóre dziewiąte, szóste wydania swoich wierszy. Mam czytelników, rozmawiamy w czasie spotkań. Najbardziej dziwi fakt, że są to przeważnie młodzi ludzie. Kiedyś powiedziałem, jakie to szczęście mieć sto lat i spotykać się w towarzystwie młodych ludzi. Wydaje mi się, że przez 40 lat w Polsce uni­kano tematu wiersza mówiącego o Bogu, ogołacano naszą kulturę z treści metafizycznych i dzisiaj, kiedy jest życzliwa atmosfera, słucha się naj­prostszych wierszy religijnych jako czegoś nowego. Pisano wiersze na cześć miasta, maszyn. Te wszystkie tematy są już dzisiaj „przemęczone”. Chciałabym wrócić jeszcze do warsztatu literackiego. Ksiądz często odżegnuje się od wszelkich naukowych teorii literackich. Ale czy kontakt z teorią literatury w czasie studiów polonistycznych naprawdę nie miał wpływu na twórczość Księdza? – Nie. Wiele się przewinęło nowych prądów literackich. Były pokole­nia Grochowiaka, Herberta, Barańczaka. Byłem poza wszystkimi szkoła­mi. Nie były mi potrzebne i tego nie żałuję. Ale czy fascynacja epoką baroku również nie wpłynęła na wiersze Księdza? – Tak, miała wpływ. Myślę, że nasza poezja w wieku XIX – bardzo wybit­na poezja – służyła problematyce religijno-patriotycznej. Taka była sytuacja, że wiarą wspomagano sprawy narodowe. Mickiewicz pisał o Księdzu Roba­ku – dlatego o księdzu, że miał wywołać powstanie. W okresie baroku sprawa narodowa nie była tak aktualna. Pisano wiersze w poszukiwaniu Boga, wiary (Sęp-Szarzyński, Kochanowski). Przykładem poety religijnego jest król Dawid – najsłynniejszy poeta świata. Jego psalmy śpiewają na całym świecie, nie znając autora. Ciekawe, że jego poezja religijna była jednocześnie poezją miłosną. Adresatem jest tu nie kobieta, tylko Bóg. Kochać Boga można tylko przeżywając uczucia ludzkiej miłości. Ludzkiej miłości towarzyszy smutek, radość, rozpacz, tęsknota. Radość, że się ktoś odmie­nił, rozpacz, że porzucił, tęsknota, że go nie widzę. Takie przeżycia są blis­kie psalmom Dawida. Myślę, że takiej poezji czysto religijnej jest mało. Ona mnie najbardziej interesuje. Poeci baroku byli również prawdziwymi mistrzami słowa – np. Jan Andrzej Morsztyn. Również współcześni twórcy twierdzą, że literatura to tylko ciężka praca. Czy Ksiądz wierzy w natchnienie’? – Natchnienie – może nie, ale jest jakaś potrzeba pisania. Jest coś takiego, jest jakiś Anioł Stróż. Ja mam dobrego Anioła Stróża. Modlę się do Anioła Stróża moich wierszy. Czy mogę zapytać, o co Ksiądz się do niego modli? – O opiekę nad moimi wierszami. Czy Ksiądz ma jakąś wizję poety, która byłaby Księdzu szczególnie bliska? – Przyjaciel człowieka, który z nim przeżywa życie. Wielu krytyków literackich pisze o Księdza wierszach. Co Ksiądz myśli o ich opiniach? – Napisałem w „Niecodzienniku”, że pewien profesor powiedział, że co napiszę, to jedni powiedzą bardzo dobre, inni – średnie, jeszcze inni – do niczego i wszystkie opinie będą słuszne. Ale bar­dzo cenne jest. że ktoś w ogóle o tym pisze. Zwraca moją uwagę na pewne rzeczy. Uważam, że autor powinien cenić sobie każdą krytykę. Jeżeli już jesteśmy przy interpretacji, to co Ksiądz myśli o poezji śpiewanej i o śpiewaniu wierszy Księdza? – To jest chyba bardzo stara tradycja, pochodząca jeszcze z Grecji, ułatwia odbiór wierszy. Wiersze Księdza są jednak łatwo odbierane nie tyle dzięki muzycznej interpretacji, ile dzięki miłości, która z nich przebija. Wydaje mi się, że jest to miłość rozumiana w dwóch wymiarach – z jednej strony jako miłość Chrystusowa, z drugiej – bardzo ludzka. – Cała moja wiara opiera się na Miłości, która dostrzega, że w każ­dym człowieku tkwi tęsknota za miłością. Każdy chce być szczęśliwy, a szczęście można spotkać, kiedy się kocha i jest się kochanym. Miłość nie ogranicza się tylko do miłości między młodą dziewczyną i chłopcem. Jest też miłość matki do dziecka, dziadka do wnuka. Umiera stary człowiek i bardziej cierpi z tego powodu, że córka go nie odwiedziła niż z powodu jakichś fizycznych dolegliwości. Tęsknota za miłością tkwi w człowieku do końca życia. Gdyby nie było życia po śmierci, człowiek byłby oszukany. Miłość, którą spotykamy w życiu, uczy miłości do Pana Boga. Człowiek spotyka się z Bogiem, który go ukochał, kochając ludzi. Cierpienie nie jest nieszczęściem, jest doświadczeniem, próbą wierności Bogu ks. Jan Twardowski Ktoś mógłby powiedzieć, że ksiądz-stary kawaler, a pisze o miłości. A tak jest dlatego, że to jest najważniejsze w życiu – tęsknota za Bo­giem, której człowiek nie zaspokoi. To jest płomień, który tylko Bóg może ugasić. Pisząc o tej miłości, stara się Ksiądz unikać wielkich słów. Czy jest to zamierzone? – Wielkie słowa przeszkadzają w wierszu. Ważny jest szczegół. Na przy­kład – ptak to jest ogólnik. Nie wiadomo wtedy jaki ptak, jakie drzewo. Bar­dzo ważne jest nazywanie szczegółów. Do dzieci mówi się szczegółami. Ksiądz bardzo często pisze o „miłości zdjętej z krzyża”, miłości Chrystusa na Krzyżu. – Na krzyż patrzymy jak na znak cierpienia. To jest znak miłości. Bardziej ważne niż w jaki sposób Pan Jezus cierpiał, jest – dlaczego? Cier­piał, bo kochał ludzi. Matka siedząc przy chorym dziecku nie patrzy na sie­bie, nie myśli o tym czy sama cierpi, nie dosypia, męczy się. Miłość do dziecka jest większa niż jej zmęczenie. Cierpienie jest miarą jej miłości. Za mało się na to zwraca uwagę. Cierpienie nie jest nieszczęściem, jest doświadczeniem, próbą wierności Bogu. Po ludzku patrząc, Bogu. śmierć Jezusa była nonsensem. Zabijają człowieka młodego, niewinnego, na którego czekali trędowaci, chorzy. Jaki to ma sens? To cierpienie staje się potem Mszą Świętą, Odkupieniem, ratunkiem od rozpaczy, dlatego że Jezus jako człowiek zawierzył Bogu w pozornie beznadziejnej sprawie. To, czego pragnie Bóg, może nam się wydawać nonsensem, a później okazuje się, że ma sens. To jest wielki tajemnica wiary – jak mówimy w czasie Przeistoczenia. A czy Ksiądz miał takie osobiste doświadczenie Krzyża w swoim życiu? – Miałem, czasem spotykało mnie coś przykrego, czułem się pokrzyw­dzony, ale kiedy przyjąłem to jako doświadczenie od Boga, zmieniało się ono w coś dobrego. Aleksandrze Iwanowskiej zadedykował Ksiądz wiersz: „Nie płac w liście/ nie pisz, że los ciebie kopnął/ … odetchnij i popatrz/ spadają z obłoków / małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia/ a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju/ i zapomnij, że jesteś gdy mówisz, ze kochasz”. Czy taka miłość się nie zdezaktualizowała, czy nie jest za trudna dla współczesnego człowieka? – Jeśli ktoś się zakocha, to kocha po staroświecku. Ktoś jest postępowy, a gdy się zakocha, to aż w śmieszny sposób. Jest tęsknota za jakimś szczęściem. To znajduję w Bogu. To jest moja wiara. Inaczej byłbym oszukany przez moją Największą Tęsknotę. Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 2/1997 Samotny ptak na czarnym niebie Wiersz 13 października 2014 roku, godz. 21:36 Kochać... Kochac... Co to tak wlasciwie znaczy? Czy kocha sie... tego co przy tobie kroczy? czy tego co cie wciaz opuszcza? tego co naprawia zgliszcza? czy tego co je tworzy? tego co szczescie mnozy? czy tego co je dzieli? Czy medrcy na to odpowiedź mieli? Czy ktos zna wlasciwa odpowiedz? Mi juz tylko zostala twoja spowiedz Poprzedni tekst Następny tekst Tekst nie został dodany jeszcze do żadnego zeszytu. Tutaj pojawią się opinie do tekstu autorstwa Samotny ptak na czarnym niebie, gdy tylko ktoś skomentuje tekst wyświetlony na tej stronie.

co to znaczy kochać twardowski wiersz